Daniel: Pasażerowie PKP, czyli najdziwniejsi ludzie, których spotkałem
Z uwagi na wykonywaną pracę zdarza mi się często podróżować. Z uwagi na wygodę wybieram pociągi, gdzie w przeciągu ostatnich lat spotkałem cały przekrój naprawdę dziwnych ludzi.
Pełne zdenerwowania zakupy, skomplikowany proces pakowania, wstawanie
o nieludzkich porach, żeby zdążyć na pociąg – właśnie w ten sposób rozpoczyna
się każdy z moich służbowych wyjazdów. Nie odbierzcie tego źle, lubię swoją
pracę i uwielbiam za jej pośrednictwem odwiedzać nowe miejsca. Solą w oku są
jednak same podróże, które bardzo często obfitują w sytuacje, których nigdy się
nie spodziewałem.
Niemal za każdym razem do „niezawodnego środku lokomocji”,
jakim są usługi pełnione przez PKP, wsiadam samotnie. Zajmując miejsce w
przedziale, zazwyczaj oddaje się wcześniej przygotowanym uciechom, książce czy
serialowi na laptopie. W momencie, gdy drzwi od przedziału się otwierają, coś
nakazuje mi zdjąć z uszu słuchawki i zachowywać się nieco bardziej jak człowiek.
To zazwyczaj w tym momencie początek miała każda z przedstawionych poniżej
sytuacji.
Najbardziej w pamięć zapadła mi pewna kobieta, mająca na oko
około czterdziestu lat. Historia, którą postanowiła się ze mną podzielić, była
niezwykle intymna. Po chwilowej ciszy, kiedy moją uwagę pochłaniał jeden z nowowydanych
tomów Sandersona, postanowiła przemówić. Biła z niej najszczersza potrzeba
wygadania się, a niemałe problemy rodzinne, które mi przybliżyła z całą
pewnością spędzały jej sen z powiek. Osobiście czułem się z tym bardzo
niezręcznie. Po prostu nie wiedziałem co mam powiedzieć, gdy niemal płacząca,
nieznana mi osoba opowiadała o zrujnowanym przez narkotyki życiu jej syna.
Nie zawsze bywa jednak ponuro i poważnie. Czasem zdarzają
się nieco zabawniejsze sytuacje. Pewnego razu starszy mężczyzna opowiadał o
poszukiwaniach złotego pociągu, w których uczestniczył. Kiedy indziej byłem
świadkiem rozwoju pięknej miłosnej opowieści dwojga ludzi w wieku średnim.
Obrzydliwe, wzajemne wpychanie języka w swoje otwory gębowe towarzyszyło mi niemalże
przy każdej mijanej stacji, przy czym warto nadmienić, że jechaliśmy całkiem
szybkim Pendolino. W momencie dojeżdżania do stolicy sceny niczym z
amerykańskiego romansu zakończyły się happy endem. Kobieta wyznała swojemu
partnerowi, że dzieci zdobiące tapetę jej telefonu są w rzeczywistości jej
własnymi pociechami, a nie jedynie chrześniakami.
Facet przyjął to z nieoczekiwanym spokojem. Mam nadzieję, że stoiska postawa, którą się wówczas wykazał, będzie mi towarzyszyć w kolejnych podróżach. W końcu z czasem
może być tylko gorzej, prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz