Norbert: Samolot i pasażerowie czyli bieg, płacz i oklaski.



       

        Współcześnie możemy bez większego problemu dostać się w dowolne miejsce na ziemi.
Czasem zdarzy się nawet że lot samolotem jest tańszy niż przejazd pociągiem czy autobusem. Myślimy: ''Świetny pomysł! Przelecę się samolotem, to będzie wspaniała przygoda!'' Przygoda? Zgadzam się w 100 procentach, wspaniała? Nie sądzę.

         Idziemy kupić wymarzony bilet, udajemy się na odprawę i czekamy na nasz samolot. Gdy wybija ta wielce oczekiwana godzina odlotu i jeszcze jest nam mało wrażeń to ta godzina na pewno zapewni nam jej pod dostatkiem. 3,2,1 START! Zaczyna się wyścig. Zapewne zastanawiasz się co właśnie czytasz, czy będzie to tekst o katastrofie samolotu? Nic bardziej mylnego. Ten tekst jest o zwykłym, wydawałoby się codziennym locie o zgrozo samolotem.

                                                             


       Ale zacznijmy od początku. Kasa biletowa. Wielka kolejka i niesamowite historie. Ktoś opowiada o tym ile to nie zapłacił za wycieczkę i jaka to będzie przygoda, ktoś inny stojąc w kolejce opowiada o wszystkich swoich chorobach które przeżył. Nagle ktoś w typowym stylu Janusza Cebularza próbuję ominąć kolejkę przechodząc przodem kolejki pod taśmami. Do tego Pana jeszcze wrócimy. Kolejka powoli bo powoli ale się rusza. W kolejce atmosfera powoli robi się gorąca. Nagle wymarzony lot samolotem staje się dla kogoś drogą przez mękę, małe dzieci znów narobiły w gacie i wózek 5 raz przeciska się przez całą kolejkę.
       Hurra! Udało się kupić bilet. Teraz już tylko wystarczy poczekać na samolot. Gdyby to było takie proste... Problem w tym że ludzie nie potrafią czekać. Dzieci wariują, rodziny 10 raz żegnają bliskich przed wylotem jakby nigdy mieli nie wrócić, pampersy zaczynają się kończyć i zaczyna się płacz. Rozumiem chęć spędzenia wakacji za granicą ale błagam, nie z kilku miesięcznym dzieckiem. To udręka dla rodzica i innych ludzi. Wracając do Janusza Cebularza - sklepy wolnocłowe. Wódka w niższej cenie, perfumy za pół ceny, ale dla Janusza to i tak za dużo. "Skąd u was takie ceny, myślałem że będzie taniej!". Szanowny Panie, wolnocłowy nie znaczy darmowy.
      Zbliża się ten czas, ta wielce wyczekiwana chwila. Otwiera się bramka kierująca wprost do samolotu. Gotowi? Do biegu? Start! Siedzisz sobie w spokoju oczekując samolotu, wypełniasz sobie czas telefonem słuchając muzyki, nagle podnosisz głowę a tu połowa ludzi gdzieś biegnie z walizkami. Myślisz sobie : Pożar? Bomba? Spokojnie, to tylko otwarta bramka. Nie wiem czy ludzie nie zdają sobie sprawy czy są po prostu głupi. Na bilecie wyraźnie napisane są miejsca. Naprawdę ludzie myślą że jak będą pierwsi w kolejce to usiądą gdzie chcą?
                                                             

      
        Start samolotu i historię z przelotu może tym razem pomińmy i skupmy się na lądowaniu. Zawsze ale to zawsze znajdą się ludzie którzy klaszczą wyrażając teoretycznie w ten sposób podziękowania dla pilota za udany lot. Dlaczego zatem nie klaszczemy kierowcy autobusu miejskiego? Taksówkarzowi czy chociażby konduktorowi? Oni wszyscy wykonują tylko swoją pracę.
Samolot ląduje, oklaski ustają.

                                            


         Pojawia się informacja by jeszcze nie wstawać i siedzieć zapiętym. Połowa ludzi już wtedy stoi i wyciąga swoje bagaże. Po dziesięciu upomnieniach wszyscy siadają. Dzieci dalej płaczą ale jest nadzieja. W końcu samolot się zatrzymuje, podjeżdżają schodki, a drzwi się otwierają. Klasycznie znów zaczyna się bieg bo przecież trzeba zdążyć odebrać bagaże i pobiec na autobus. Szkoda że połowa z tych ludzi nie zdaje sobie sprawy że bez nich autobus nie odjedzie.
Część walizek dojeżdża otwarta bo przecież po co zapiąć zamek skoro może być luźny i w każdej chwili się otworzyć. Po co spokojnie odebrać bagaż skoro można zrobić mini triatlon.
      Opisałem tu co prawda nieco skrajne przypadki podróżujących. Co by o nich nie mówić to nakreślają one pewne typy turystów. Zapewne każdy z nas kto podróżował kiedyś samolotem spotkał się chociażby z jednym z wyżej opisanych sytuacji.

        W taki oto sposób dla niektórych wakacje i podróż zamieniają się w cyrk. Co prawda bez klaunów, magicznych sztuczek i zwierząt, ale za to z nosaczem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Oliwia: Łucznickim okiem jak zrobić z igły widły – o kobiecym fochu

Adrian - Co powiecie na wędkarstwo? ;>

Dziki po raz pierwszy!