Aleksandra i 3 sytuacje, które zmieniły życie.

        W pewnych momentach uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy tacy jak wcześniej. Zaczynamy się zastanawiać kiedy i przez co się zmieniliśmy. Dochodzimy do takiego momentu, gdy zdajemy sobie sprawę, że to sytuacje w życiu miały wpływ na to jacy jesteśmy teraz. Więc zbieram się na odwagę, otwieram się i opisze 3 sytuacje, które zmieniły moje życie.

  1. Szkoła - konkretniej gimnazjum. Piękny okres młodości. Kończysz podstawówkę i idziemy do nowej szkoły z myślą o nowe znajomości, przyjaźnie a może i pierwszą miłość. Okej - ja szłam z taką myślą. Ale wystarczył jeden semestr a nawet połowa z niego by moje życie odwróciło się o 180 stopni. Wchodząc do nowej szkoły miałam swój styl ubierania się. Ubierałam się trochę na "babochłopa" wolałam luźniejsze spodnie, bluzy itd. Jakby nie wstydziłam się swojego ciała ale taki okres buntu. Po pewnym czasie odczułam tego niemiłe skutki. Dziewczyny ze starszych klasy wytykały mnie palcami, śmiały się pod nosem a jak tylko spojrzałam rzucały groźne "co się gapisz? Problem masz?". A ja spokojna mysz pod miotłą, bić się nie lubię, podziękowałam. Niestety nie skończyło się tylko na ubiorze, bo gdy przyszła wiosna, zaczęło być cieplej to i w krótkich spodenkach do szkoły się wybierało. Kolejny błąd. Zaczęły naskakiwać jakich to ja nie mam kolan i jak one wyglądają. (Ale to już cytaty sobie odpuszczę) Mimo tego, że trenowałam w tamtym okresie kolejny rok piłkę ręczną więc moje nogi źle wyglądać nie mogły a w pewnym momencie nabawiłam się kontuzji. Do sedna - gimnazjum zniszczyło mnie totalnie. Zamknęłam się w sobie, moje zaufanie do innych ludzi, rówieśników, kogokolwiek diametralnie zmalało. Z nikim o tym nie rozmawiałam bo było na rozmowę już za późno. Weszło mi to tak już w psychikę, że nawet nie chciałam o tym mówić. Jakoś gimnazjum z pewnym potknięciem zakończyłam powodzeniem i taka nieufna ruszam dalej.
  2. Technikum czas, w którym wchodzimy w etap "dorosłości" a tak na prawdę stajemy się po prostu pełnoletni. Tutaj zanim zaczęłam być sobą musiałam oswoić się z miejscem, ludźmi, poznać ich i od małych kroczków - bez ich wiedzy - zacząć im ufać. To wtedy poznałam drugą przyjaciółkę, z którą trzymam się do teraz. Ale za nim stała mi się tak bliska potrzebowałam dwóch lat. Dzięki tej duszyczce, której też łatwo wcześniej nie było, wytrzymałam całe 4 lata technikum. Co ważne zbiegiem czasu, dzięki tamtej klasie nabrałam dystansu, którego pozbawiono mnie w poprzedniej szkole. Było mi trudno przestawić się w coś takiego, ale z czystym sumieniem mogę podziękować mojej klasie za to, że byli moją najlepszą klasą, z którą spędziłam tyle lat.
  3. I co? Myślicie, że jak technikum to i studia? Niekoniecznie, bo kończę (chyba) zaraz drugi semestr i wiem, że one doszlifowują mnie i mój charakter. Ale ostatnią sytuacją, która zmieniła moje życie jest wypadek samochodowy, w dodatku pierwszy, pierwszym samochodem. 6 grudnia 2016 - Mikołajki, zbliżający się okres świąteczny. C U D O W N O Ś C I. Niestety nie dla mnie, pamiętam to jak dziś bo słowa, które powiedział do mnie tata po całym zdarzeniu uderzyły mnie z taką siłą, że od tamtej pory pomyślę dwa razy za nim nacisnę mocniej pedał gazu. 
Zaczął padać wtedy pierwszy śnieg, ślisko na drodze a ja zakochana w pierwszym samochodzie - peugeot'cie - jadę by kupić napoje do domu, które się skończyły. Do dziś nie mogę sobie przypomnieć jak to się stało. Auto przede mną zatrzymał się przed pasami a ja nadal jadę, pewna, że kierowca z przodu również. Nic bardziej mylnego. Hamulec w podłogę i to był BŁĄD. Zamiast zwolnić, samochód wpadł w poślizg, chciałam ominąć pojazd prawym pasem (lewym pierwotnie jechaliśmy) niestety. Wjechałam swoim lewym bokiem maski w prawy bok zderzaka auta przede mną. Moje pierwsze słowa? "Tata mnie zabije, tata mnie zabije". Wpadłam jeszcze większą panikę jak nie mogłam normalnie otworzyć drzwi. Koniec końców skończyło się to tak, gdy przyjechała mama, policjanci wszystko spisywali wybuchłam płaczem. W domu zadzwoniłam do taty w trasie, który zdenerwował się (mało powiedziane) i automatycznie się rozłączył. Nie odzywał się do mnie przez ponad tydzień, nie odpowiadał na przywitania gdy rozmawiał z mamą. Wrócił do domu i powiedział tylko tyle "nie jestem zły, że rozwaliłaś samochód - to tylko blacha, ale dlatego, że nie uważałaś na siebie i gdyby był mniejsze auto skończyło by się to dla Ciebie o wiele gorzej". To te słowa były wisienką na torcie, które spowodowały u mnie kolejny płacz, ale wtedy zrozumiałam jak wielkie szczęście miałam i jak mówi mama "szybciej nie zawsze znaczy szybciej". Po tym zdarzeniu za nim wsiadłam do samochodu minęło sporo czasu, jeszcze więcej omijałam miejsce zdarzenia, aż jestem na takim etapie, że jak przejeżdżam tamtędy momentalnie zwalniam. Jak i przy wszystkich przejściach, które nie posiadają sygnalizacji świetlnej. 

Nauczka na całe życie ale to i jaka! Więc jak powiada pewien artysta, a mianowicie Grubson "śpiesz się powoli".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Oliwia: Łucznickim okiem jak zrobić z igły widły – o kobiecym fochu

Adrian - Co powiecie na wędkarstwo? ;>

Dziki po raz pierwszy!